Rodzina i społeczeństwo, w
którym żyjemy wszczepiają w nas pewne wartości, które poddajemy weryfikacji w
dorosłym życiu, wyrabiając sobie w ten sposób przekonania. Niektóre ugruntowane
i właściwe zapewniają nam kręgosłup moralny i dobre życie nienarażone na
niebezpieczeństwa. Inne, błędne, skutecznie zahamują nasz rozwój i uczynią z
nas ludzi bardzo nieszczęśliwych. Kilka przykładów:
Sposób na awans społeczny – sposób na szczęście.
Chociaż wiek XXI w pełni to w
Polsce nadal widać bardzo duże rozgraniczenie w przekonaniach i wartościach
pomiędzy środowiskiem miejskim, a wiejskim. Chociaż duże miasto od wsi może
dzielić tylko kilka kilometrów, to różnice w mentalności, wartościach i
przekonaniach są kolosalne. Najbardziej widocznym przykładem będzie tu
podejście do ślubu i małżeństwa. Na wsi panują przekonania następujące: za mąż
trzeba wyjść w wieku 19-24, oczywiście ślub w kościele z białą suknią, welonem,
a wesele duże z orkiestrą. Dziewczyna mieszkająca na wsi i mająca 26 lat,
często spotyka się z pytaniami typu no
kiedy ten ślub, a wręcz już uważana jest za starą pannę. Dla odmiany w
mieście, nikomu do ślubu się nie spieszy, a przeważają ciche ceremonie cywilne,
celebrowane w gronie najbliższych. Matki w dużych miastach swoje pierwsze
dziecko często rodzą po 30-stce, gdy ich rówieśniczki ze wsi mają już często
trójkę pociech.
Zauważmy jak duże
niebezpieczeństwo kryje się w takim podejściu jakie prezentuje jeszcze polska
wieś. Jeżeli ślub i wesele to sposób na społeczną nobilitację, to przestaje być
w pewnym wieku ważne Z KIM, ważne staje się żeby był ślub. Po latach często
taka kobieta budzi się przy garnkach, w tle słychać krzyki i płacze dzieci, a
szacowny małżonek siedzi w fotelu z piwem, które może sobie postawić na półce
ze swojego brzucha, albo bawi się świetnie z kolegami pod sklepem. Zwykle w
takich przekonaniach, gdy moment ślubu mija i okazuje się, że po nim nie ma
efektu WOW, przychodzi zgorzknienie, rozczarowanie i frustracja.
Niebezpieczeństwo pojawia się
zawsze wtedy, gdy człowiek zaczyna utożsamiać szczęście z jakimś wydarzeniem;
np. będę szczęsliwa gdy wezmę ślub kościelny i będę miała duże wesele, albo
będę szczęśliwy gdy będę miał nowy samochód. Problem w tym, że sytuacje, czy
przedmioty mogą co jedynie wywołać w nas krótkotrwałe FLOW, nic więcej. Co
gorsza, od takich stanów FLOW można się uzależnić, bo jeżeli po zakupach nowych
ubrań przez chwilę czuję się dobrze, to znów chcę to czuć i znów robię zakupy.
Jeżeli poznanie i stan zauroczenia wywołuje u mnie uzależniające endorfiny to
będę w stanie się „zakochiwać” co tydzień. Przykłady można mnożyć, ale ważne
jest to żeby pojąć, że szczęście nie może być związane z czymś na zewnątrz, ale
ze stanem ducha. Zgodą ze swoim wewnętrznym ja.
Do niczego się nie nadaję.
Bardzo niebezpieczne i mocno
podcinające skrzydła przekonanie. Nie będę się rozwodził nad jego
możliwymi początkami, bo mogą być bardzo
różne. Każdy człowiek, bez względu na rasę, wiek, pochodzenie chce się czuć po
prostu komuś potrzebny. A co jeśli masz
za sobą kilka nieudanych związków, które zawsze kończyły się w podobny sposób?
Co jeśli jesteś kobietą, chcesz zbudować trwały związek, a masz wrażenie, że każdemu
nowo poznanemu facetowi zależy na jednym? Wtedy trzeba zadać sobie pytanie, w
czym sama upatrujesz swoją wartość? Czy widzisz samą siebie ważną i cenną jako
osobę? Czy może raz czujesz się wartościowa, a raz zupełnie nie i uzależniasz
to od aktualnego nastroju, swojego wyglądu, poziomu zainteresowania ze strony
płci przeciwnej?
Niestety w życiu miałem okazję
kilkukrotnie zobaczyć takie sytuacje, gdy ktoś poczucie swojej wartości budował
na tym, co z założenia wartości nie ma, bo zmienia się i przemija, czyli
urodzie.
Gdy walczysz z przekonaniem
typu do niczego się nie nadaje, lub
znasz osobę, która tak o sobie myśli, to trzeba zacząć od tego, żeby uświadomić
sobie w jakim miejscu swojego życia obecnie się znajdujesz, co do tej pory
udało Ci się osiągnąć. Na pewno zobaczysz, że większość tych rzeczy
dokonałeś/dokonałaś samemu, czyli można. Uświadom sobie, że stanowisz wartość
jako osoba, człowiek. Uroda, zawód, wykształcenie są na naprawdę dalekim
planie. W tym miejscu przypomina mi się scena z filmu Żółty Szalik, gdzie główny bohater – prezes dużej firmy – zmaga się
ze swoim nałogiem. Jego matka, do której przyjechał na święta Bożego
Narodzenia, powtarza mu słowa nie żyjącego już ojca: Wolę żebyś ulicę zamiatał, ale był dobrym człowiekiem.
Nikogo nie potrzebuję. Poradzę sobie.
Chyba każdy z nas zna osobę,
która wypowiedziała kiedyś te słowa. Może w pewnym momencie naszego życia sami
również je wypowiedzieliśmy. Prawda, że dużo potrafimy zrobić sami i
samodzielnie. Jednak jak powiada klasyk nikt z nas nie jest samotną wyspą.
Człowiek jest ze swojej natury istotą społeczną. Od zarania dziejów ludzie
gromadzili się w plemionach, gromadach, miastach. Nawet zakonnicy z mojego
ulubionego zakony kamedułów eremitów, którzy składają śluby milczenia oraz
mieszkają osobno w eremach, nie są osamotnieni, przez swoje powołanie realizują
swoistą misję ofiary i poświęcenia dla świata.
Często zranieni i skrzywdzeni
obrażamy się na cały świat, generalizujemy, że wszyscy wokół są źli, nie chcemy
wybaczać i twierdzimy, że poradzimy sobie sami. Ok… Jak długo? Nie mamy w
głowie przełącznika z wyłączeniem potrzeb, uczuć, emocji. Nie pozbędziemy się
ich. Możemy je natomiast stłumić, przykryć, zasypać pracą, ciągłym działaniem, itp.
Co to daje? Chwilową złudę, ze radzimy sobie sami, a później? Mi osobiście
przypomina to hodowanie w piwnicy potwora. Słyszymy, że coś nam cicho skrobie w
podłogę i zamiast od razu zobaczyć, co to jest, póki małe, ciche i nie
zaszkodzi, postanawiamy wrzucić do piwnicy kawał mięsa i zamknąć drzwi. Głos
skrobania milknie na jakiś czas, ale później wraca głośniejszy i tak sytuacja
się powtarza, aż potwór z impetem rozwala drzwi i pożera nas samych. Dla każdego
z nas tym potworem jest coś innego, ale ten potwór to zawsze coś, do czego nie
chcemy się przyznać przed sobą samym.
W tym kraju i tak nic nie da się osiągnąć.
Przekonanie, które zarazem
często spełnia funkcje usprawiedliwienia dla własnego lenistwa. Znam i
podziwiam wielu ludzi, którzy w różnych momentch swojego życia potrafili
dokonać zmiany, wyjść poza ciepłą strefę komfortu, coś zmienić i się rozwinąć.
Najlepsze w życiu jest to, że zawsze można
zacząć od nowa. W biznesie, miłości, rozwoju. Nigdy nie jest za późno by coś
zmienić. Mówisz: Nie mam nic. To
super, to się ciesz, to znaczy że nic nie możesz już stracić, a zatem NIC to
dobry początek.